Przedstawienie – tragifarsa w licznych odsłonach - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
10989
post-template-default,single,single-post,postid-10989,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Przedstawienie – tragifarsa w licznych odsłonach

Zostaliśmy zaproszeni z rodziną i znajomymi na spektakl. Okazało się, że wcale nie musieliśmy wychodzić z domu, by go oglądać, ba!, uczestniczyć w nim. Tytuł jest mało intrygujący, trochę banalny, ale przecież tytuł nie musi deprecjonować sztuki. Niekiedy bywa mylący.

Przemysław Wiszniewski

Przeglądam program – to nie premiera! Ci sami aktorzy już tu kiedyś grali! Ktoś się obrusza: to nic, to nic, teraz są w maskach. Faktycznie, sporo mimów, kukiełek, jakaś jednak odmiana.
Wtem ktoś puszcza plotkę, że za bilety trzeba będzie jeszcze dopłacić. Najlepiej teraz, bo potem narosną odsetki. Ależ granda! Miejsca są ponumerowane. Siadamy gdzieś z boku, w środku.
Zabawa się dopiero zaczyna. To jest zabawa dla długodystansowców. Sprinterzy odpadną w przedbiegach.
Kurtyna powoli podnosi się w górę. Reżyser zaprasza na spektakl. Inspicjentka wręcza mu bukiet kwiatów. Zaraz, zaraz, przecież tak się zwykle robi na koniec, a nie na początku! Reżyser rzuca w widownię garść monet. Zabawne i elektryzujące, szukamy bilonu między nogami…
Sztuka jest napisana przez grafomanów. Nieudolna, chaotyczna, rozwlekła, bez żadnej dramaturgii. Suspensy pojawiają się w improwizacjach, reszta to dłużyzny. Publiczność uprasza się o podłożenie sobie poduszek pod tyłki, by ustrzec się odleżyn. Aktorzy kontraktowi są niewykształceni, wprost ze spalonego teatru. Kompletnie pozbawieni warsztatu, gorliwi w naśladownictwie, wciąż powielający te same gesty. Czytają z kartki na dodatek! Czyżby zabrakło czasu na próby? A może to próba? Resztę stanowią aktorzy przypadkowi, naturszczycy, wywołani na scenę pod przymusem, z konieczności. Ci przynajmniej utalentowani. Niestety, widać wyraźnie, że tamci im zazdroszczą i wypychają pod rampę, żeby pospadali.
Publiczność wyklaskuje raz jednych, raz drugich, a właściwie dzieli się na pół i obiera sobie za cel tych, dla których ta druga jest pobłażliwa…
Muzyka towarzyszy nam fałszywa, na ogół tromtadracka, marszowa, scenografia jeszcze się trzyma, ale popada w ruinę, bo odtwórcy miotają się po scenie bez opamiętania, roztrącając rekwizyty łokciami.
Jeszcze spodziewamy się piorunów i grzmotów, ale w maszynowni pustki, wszyscy schowali się w budce suflerskiej.
I nie wiadomo właściwie, gdzie jest ta scena, bo wygląda na to, że jest za kulisami, a może też na widowni, na której zaczyna się rozgrywać zasadnicza akcja tej sztuki?
Kiedy antrakt, kiedy antrakt? Jedni zakrywają oczy, inni łapią się za głowy, tamci z kolei podjadają nerwowo paluszki i popcorn.
Niektórzy odtwarzają sceniczne gesty, podrywając się z krzeseł i drąc koszule.
Nie tak szybko! Nie tak szybko!
To sztuka rozpisana na wiele aktów. Widownia się buntuje niemrawo, co chwila ktoś buczy i gwiżdże, lecz w lożach cisza. Wyjścia zamknięte na głucho. Bileterki przytrzymują je od zewnątrz, by nikt się zawczasu nie wydostał. Zresztą dobiegają nas jakieś szmery i stłumione głosy z foyer, strzelają korki od szampana, słychać toasty. Widocznie jakaś impreza korporacyjna, na której teatr dodatkowo sobie zarobi.
Damy wachlują się programami, ich partnerzy wykonują kółka palcami na czołach. Robi się duszno. Reflektory jeden po drugim gasną, niby z oszczędności, ale kto wie, czy nie celowo?
Weszliśmy tu zapędzeni ciekawością, wyjdziemy zmęczeni i wygłodniali. Nie będzie braw, nie będzie bisów. Dzwonek będzie dzwonił bezustannie, włączony przez oszalałego woźnego. Skończy się tak, jak się zaczęło. Będzie cicho i wyjdziemy na ulicę, podtrzymując się wzajemnie, uratowani.
Strzępki odzienia jak postrzępione nerwy kołysać będzie delikatny zefirek. W głowach głucha pustka. Za sobą zostawimy wzruszenia, nieme frazy, okrzyki przerażenia, skandowane hasła. Aktorzy zejdą ze sceny i skryją się wstydliwie w swoich lichych garderobach.
W domu będzie czekać zimna kolacja. Przynajmniej taką mamy nadzieję… Czekać będzie przecież dłuższy czas.