Komprador z profesorskiego nadania - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
4164
post-template-default,single,single-post,postid-4164,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Komprador z profesorskiego nadania

Komprador z profesorskiego nadania
Janusz Kotarski

Jako jeden z 10 milionów popleczników „Solidarności” (od 1981 r.) musiałem czekać 35 lat, aby wreszcie się dowiedzieć, że komuniści mieli rację. Okazało się, że od tamtych czasów, do ostatnich wyborów parlamentarnych byłem sługą zachodniego imperializmu i zdrajcą narodowych interesów. Co gorsza, nie chcę z tej haniebnej roli zrezygnować. Oświecił mnie w tym względzie – z wysokiego stołka telewizji „Republika” – prof. Bogusław Wolniewicz.
Jak można wnioskować – jego zdaniem – Joanna Szczepkowska nie sprawdziła się w roli prowadzącej dziennik telewizyjny. Powiedziała bowiem: „proszę państwa 24 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm”. Gdyby chciała być rzetelna i powiedzieć całą prawdę, powinna dodać „i zaczął kolonializm”.
Polska po 1989 r. stała się kolonią Trój-sojuszu, – stwierdził autorytatywnie Profesor – porozumienia trzech sił: międzynarodowego lewactwa, międzynarodowej plutokracji i polskiej biurokracji, a potem biurokracji unijnej”. Ja zaś, jako członek „Solidarności” zostałem kompradorem, czyli człowiekiem na usługach owego kolonizatora.

Nie wiem wprawdzie do końca, której z owych trzech sił służyłem. Czy plutokracji – czyli zdaniem profesora – „potędze pieniądza”, czy „lewactwu, czyli – jak zdefiniował – „próbie naprawiania, czy ulepszania świata, która nie liczy się z realiami natury ludzkiej”, czy też wspomnianej biurokracji.

Potęgę pieniądza wykluczyłem od razu, ponieważ jest mi ona kompletnie nieznana. A szkoda, oj szkoda. Biurokrację też. Nie mogłem bowiem skutecznie służyć czemuś, czego od dziecka nienawidzę, a wypełnienie jakiegokolwiek formularza przyprawia mnie o mdłości. Pozostawało lewactwo, bowiem istotnie, nie jeden raz w życiu usiłowałem przełamać swą nienajlepszą ludzką naturę, a i chęć ulepszania świata nie była mi obca. Okazało się jednak, że – zdaniem profesora – lewacy, to ludzie którzy chcą mnie przekonać. że „czuję się niedostatecznie wolny, niedostatecznie równy i niedostatecznie multi – kulturalny”.
Tymczasem ja – od czasu słynnej informacji, przekazanej przez Joannę Szczepkowską, aż po dzień, w którym Prezydent Andrzej Duda złamał Konstytucję nie przyjmując ślubowania od konstytucyjne wybranych 3 sędziów Trybunału, czułem się dostatecznie wolny, dostatecznie równy i dostatecznie multi – kulturalny. Ergo do głowy mi nie przyszło, aby służyć jakiemuś „trój-sojuszowi” i wspomagać kolonizowanie mojej ojczyzny. Nawet gdybym miał taką fanaberię, nie wiedziałbym jak to zrobić. Gdzie został ów sojusz zawarty, kiedy i przez kogo konkretnie? Tego od Pana Profesora się nie dowiedziałem. A szkoda.
Być może służyli inni. Tego wykluczyć nie mogę. Więc po co w ogóle się tym przejmuję, skoro rzecz mnie nie dotyczy – pomyślałem radośnie – patrząc na ascetyczną sylwetkę Profesora i jego szlachetne rysy. Przyszło mi do głowy, że gdyby nie był wybitnym naukowcem, filozofem, logikiem, autorem pracy magisterskiej zatytułowanej: „Krytyka subiektywnego idealizmu w „Materializmie i empiriokrytycyzmie” W.I. Lenina” , mógłby być aktorem. Idealnym odtwórcą roli najsłynniejszego rabina wszechczasów Jehudy Löw ben Becalell.
Problem w tym, że stworzony przez Rabina system filozoficzny opierał się na założeniu, iż filozofia potwierdza jedynie prawdy zawarte w religii. Żydowskiej wprawdzie, ale zawsze religii. Prawdy jakiej religii potwierdza praca magisterska Profesora – trudno wskazać.
Ludzie się zmieniają i mają do tego prawo. Niestety ta „dobra zmiana” Pana Profesora sprawia, że jego filozoficzne wywody mnie również dotyczą. Jako członek KOD stałem się – w opinii Pana Profesora – z automatu – kompradorem. Od tak, z dnia na dzień. Przyszło mi to, jego zdaniem, łatwo, bowiem w istocie byłem nim od dawna, jako członek „Solidarności”, który zaprzedał Polskę „trój-sojuszowi” przed 34 laty.
Ale byłem szary, jak myszka i malutki. Kto zatem należał do elity kompradorów? Odpowiedzi na to pytanie próbowałem poszukać w Alfabecie „Solidarności”.
Długo można by wymieniać. Na tej liście nie znalazłem – co oczywiste – prof. Bogusława Wolniewicza. Zapewne był w tym czasie „z innej bajki”. W takim razie, skąd czerpie wiedzę o swojej bajce, którą – z taką emfazą i pewnością siebie – opowiada nam dzisiaj?
Profesor o kompradorach wie wszystko. Tyle, że wcześniejszych. Z czasów, gdy Polska była rzeczywiście quasi kolonią i gdy z zapałem pisał magisterium o światłych i jedynie słusznych myślach twórcy – gnębiącego nas – imperium. Myśli te widać pokochał miłością pierwszą i to uczucie wciąż go nie opuściło. Jest tak dojmujące, że próby przekonania go przez prowadzącą wywiad Ewę Stankiewicz, że w Smoleńsku doszło do zamachu, zorganizowanego przez Putina, nie wytrzymuje i wychodzi.
Też bym wyszedł, ale z zupełnie innych powodów, choć zapewne „trój-sojuszowi”, gnębiącemu Rosję sankcjami, by się to nie spodobało.