Odwracanie kota ogonem - KOD Komitet Obrony Demokracji
Komitet Obrony Demokracji, KOD
Komitet Obrony Demokracji, KOD
11041
post-template-default,single,single-post,postid-11041,single-format-standard,eltd-cpt-2.4,ajax_fade,page_not_loaded,,moose-ver-3.6, vertical_menu_with_scroll,smooth_scroll,fade_push_text_right,transparent_content,grid_1300,blog_installed,wpb-js-composer js-comp-ver-7.1,vc_responsive
 

Odwracanie kota ogonem

Brak inicjatywy i pokora w bezkrytycznym przyjmowaniu manipulacji historią prowadzić może do dnia, w którym polityka zapuka do naszych drzwi lub bezceremonialnie wyważy je, wchodząc z buciorami do naszej sypialni.

Zbigniew Wolski

Jeśli jesteśmy już przy niepopularnych, czarnych scenariuszach, zastanówmy się, dla kogo ktoś zadaje sobie trud zmiany w tak ważnej materii, jak historia. Otóż historię zmienia się dla tych, którzy zupełnie jej nie znają. Im mniej dana osoba nasiąkła dynastiami, powstaniami i wojnami, tym bardziej skora jest do przyjęcia tego, co często i w hałaśliwy sposób jej się przedstawia. Później nie ma już miejsca na krytycyzm i trzeba brać jak leci, co dają w mediach publicznych.
Bywają sytuacje, w których należy coś szybko zmienić, ponieważ wymaga tego potrzeba chwili. Na wieść o organizowaniu marszu „Wszyscy dla wolności” PiS mocno zaatakowało pierwsze wolne wybory po tej stronie byłej żelaznej kurtyny. Próba wytrącenia argumentu o przełomowej roli tych wyborów zakończyła się niepowodzeniem, chociaż przedsięwzięto wiele ciekawych rozwiązań. Po pierwsze, prezydent wolał w tym dniu wyjechać, co czyni w podobnych przypadkach dość często, aby nie odpowiadać na głupie pytania dziennikarzy. Kto żyw w PiS-ie wypowiadał się publicznie o wyborach czerwcowych jako o spisku komunistów i ich popleczników. Nie zabrakło rozwiązań organizacyjnych, pracownicy służb publicznych, jakoś przez przypadek, sobotę czwartego czerwca musieli spędzić w pracy, ponieważ kilka dni wcześniej mieli wolny piątek pomiędzy Bożym Ciałem a weekendem. Cóż, zbieg okoliczności.
Wiadomości i podobne programy informacyjne Telewizji Polskiej przygotowały się również właściwie. W głównym wydaniu, w obszernym materiale o tamtych czasach, telewidz odkrył całą prawdę, jaką dla niego przygotowano. Tym samym 4 czerwca ze święta demokracji miał się stać dniem żałoby narodowej. Organizatorzy oczerniania czerwca zapomnieli o ważnym czynniku – większość Polaków po prostu pamięta te czasy i trudno im wmówić głupoty.
Łatwiej jest natomiast przekonywać do dokonań, robiących nieoczekiwaną i błyskotliwą karierę medialną, żołnierzy wyklętych. Znajomość faktów o nienazwanej wojnie domowej w Polsce w latach czterdziestych jest znikoma. Wyzwaniem dla rządowych mediów jest wybielanie naszych bohaterów. Można to, jak wiemy, robić na różne sposoby. Warto nakręcić film o męczeństwie jednego czy drugiego wyklętego i niejako w tle zapowiedzieć podobną produkcję o mordowaniu się nawzajem Polaków i Ukraińców na Wołyniu. Oczywiście, nikt jasno nie potwierdzi, że nasi wyklęci, w dużej mierze, mają krew na rękach, ponieważ brali udział w czystkach etnicznych. Nikt także nie chce mówić o tym, że dla zwykłych ludzi w tamtych czasach żołnierze podziemia bardziej kojarzyli się z zagrożeniem, niż bohaterstwem. Przesłanki w typowaniu jednostek współpracujących z władzą ludową bywały przypadkowe.
Kolaborację z komunistami można było odkryć również w handlu i drobnej produkcji. Takie relacje przewijają się we wspomnieniach mojej najbliższej rodziny i dodam, że nie należała ona później do PZPR. Nie przeszkadza to jednak przedstawicielom najwyższych władz w uczestnictwie w różnych barwnych uroczystościach, związanych z wyklętymi. Jasne przesłanie dla nas ma polegać na założeniu, że nawet beznadziejną walkę należy kontynuować, bez względu na wynik i jej koszty. Śmiała to teza, choć w mojej ocenie każdą wojnę należy przede wszystkim przeżyć.
Produkowanie poglądu o historii najnowszej jest już u nas zaawansowane, lecz pojawiły się kłopoty przy eksporcie tegoż pomysłu za granicę. Wiadomo przecież, że po Niemcach niczego dobrego spodziewać się nie można i tym razem zawiedli na całej linii. Warszawskie Muzeum Historii Polski przygotowało w związku z dwudziestą piątą rocznicą podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie pomiędzy naszymi krajami wystawę pod stonowaną nazwą „ Polacy i Niemcy. Historia dialogu”. Wystawa ta została zaprezentowana w Bundestagu i na jej recenzje nie trzeba było długo czekać.
Świat oszalał, chciałoby się powiedzieć, ponieważ pełnomocnik rządu niemieckiego ds. mniejszości narodowych Hartmut Koshyk, określił ją jako nie spełniającą kryteriów naukowych. Podobne opinie wyraziły media niemieckie, zarzucając nam nawet próbę ośmieszenia. Nie do końca jest się niestety z czego śmiać. Muzeum Historii Polski zapomniało umieścić w wystawie materiałów o Lechu Wałęsie oraz o Okrągłym Stole. Wałęsa jest dla Niemców symbolem budowy dialogu chyba w większym stopniu, niż dla naszego szacownego muzeum. Jeszcze bardziej ważna jest dla nich istota okrągłego stołu, na podstawie naszego pomysłu możliwe było spokojne i kontrolowane zakończenie sprawowania władzy przez partię komunistyczną nie tylko w Polsce. Po omówieniu braków czas odnotować niespodzianki.
Przeciętny Niemiec może dowiedzieć się z naszej wystawy o doniosłej roli Lecha Kaczyńskiego i Beaty Szydło w sąsiedzkim zbliżeniu. Czas tak szybko płynie, że większość z nas jakoś zapomniała o osiągnięciach brata prezesa PiS-u. Zagadką do rozwikłania dla wytrwałych widzów sceny politycznej jest przybliżenie roli Pani premier w dyplomatycznej zażyłości z Berlinem.
Ale, jak wiemy, idzie nowe i jest już całkiem blisko. Przed nami obchody wydarzeń czerwcowych w Poznaniu. Przynajmniej w tym przypadku nie trzeba niczego interpretować i fakty można przekazać w mediach takimi, jakie są. Oczywiście, trudno przegapić taką okazję i nie dodać nieco od siebie. W tym miejscu pojawia się nowy wątek, na który warto zwrócić uwagę. Podobnie jak w republikach bananowych i innych oryginalnych z natury krajach, na scenę wkracza wojsko. Najpierw nic nie mówiąc nikomu, i bez zezwolenia władz administracyjnych Poznania, nasi wojacy wykorzystując swój sprzęt postawili gdzie trzeba kilkumetrową statuę Chrystusa, a obecnie w zamian za asystę honorową podczas oficjalnych obchodów, żądają odczytania nazwisk ofiar katastrofy smoleńskiej.
Na myśl przychodzi przysłowie o pierniku i wiatraku. Jest w tym szaleństwie jakaś metoda. Na stronie Ministerstwa Obrony Narodowej możemy przecież sporo poczytać o pracach podkomisji smoleńskiej. Pomimo że nadal nie rozumiem związku katastrofy z poznańskim czerwcem, martwię się tym, że mamy nowego mocnego gracza w wojnie o dusze wyborców, wojsko będzie nam towarzyszyć chyba częściej niż kiedyś. Dodać należy, że jest to oczywiście zupełnie nowe wojsko. Po ostatnich poczynaniach mediów z wojskiem polskim w czasach PRL-u, wiemy już jak mamy do niego podchodzić.
Smutne jest, że w walce politycznej nie oszczędza się dat i wydarzeń przełomowych z naszej historii. Na domiar złego, miano bohatera ulega wypaczeniu. Tematy dyżurne wyszły już z „Wiadomości” i żyją swoim życiem, mając się całkiem dobrze. Zmiany, ponoć dobre zmiany, po pochłonięciu teraźniejszości mają apetyt, co jest oczywiste na przyszłość. Jednakże niespodziewanie opisywane zmiany zwróciły się również ku przeszłości, aby tam właśnie zbudować uzasadnienie dla dnia dzisiejszego i jutrzejszego. Jeśli to, co opisywane jest mianem dobrego musi posiadać uzasadnienie dla siebie, powinniśmy być naprawdę czujni.